Przejdź do treści

Ny! Ny!

  • przez

Bezwarunkowa fascynacja fikcyjnymi postaciami to prawo wieku pacholęcego.

Mnie doszczętnie zahipnotyzowała Xena. Porzuciłam lalki, aby przerzucić się na miecze, zbroje i mordowanie niewidzialnych przeciwników. Dom i jego okolice zamieniły się w pole walki i świątynię uwielbienia „wojowniczej księżniczki”. Zacnej pamięci Dziadek pomógł mi skonstruować zbroję z tacek po pizzy i resztek aluminium, która całkiem znośnie imitowała pierwowzór. Wykorzystując całe zasoby ówczesnych zdolności manualnych dopracowywałam każdy element opancerzenia: wyszywane karwasze czy frędzlowana mini. W gotowej kreacji popisywałam się na szkolnych balach przebierańców albo na rodzinnych nagraniach video. Składam szczere wyrazy uznania dla MadaM za bezbłędną rolę Gabrielli oraz dla naszej najbliższej familii, która dzielnie znosiła regularne ćwiczenia okrzyków bojowych…

Założyłam też specjalny zeszyt na „xenowe wycinki”. Wklejałam tam artykuły prasowe na temat serialu czy wywiady z odtwórczynią głównej roli. Regularnie chadzałam z Mamą do pobliskiego sklepiku z gazetami i tropiłam wszelkie wzmianki na temat mojej idolki. Raz nawet (podczas wakacyjnej wycieczki rowerowej) udało mi się namierzyć pudełko po gumach do żucia, na którym dumnie widniała Xena z Herkulesem. Sympatyczny pan z wiejskiego sklepiku wspomógł mój wysoki poziom_uxenowienia i pozwolił powiększyć rozrastającą się kolekcję. Nie upiekło się także wschodzącemu internetowi. Informatyk ze szkoły Mamy zapewne dobrze się bawił, szukając w sieci zdjęć mojej bohaterki, które później wylądowały na honorowym miejscu w zeszycie uwielbienia.

Nie on jeden. Do armii Xeny została zaciągnięta również tamtejsza anglistka. Moja miłość kwitła i skoro tylko pojawiła się możliwość przeniesienia jej na wyższy poziom, nie omieszkałam skorzystać. W jednym z telemagazynów na ostatniej stronie podano adresy korespondencyjne ówczesnych gwiazd seriali. W owym zaszczytnym gronie znalazła się także aktorka grająca moją ukochaną heroskę! Kartki, kredki i długopisy poszły w ruch. Napisałam list o moim bezgranicznym uwielbieniu, dołączyłam własnoręcznie nasmarowany portret Xeny i zdjęcie, na którym radośnie trzymam miecz obleczona w zbroję-samoróbkę. Anglistka ze szkoły Mamy przetłumaczyła moje wypociny, które zapakowane w kopertę wyruszyły do Stanów z całą resztą fanowskich „darów”. Widocznie poczta albo nabazgrana podobizna zawiodła. Może kiedyś napiszę do aktorki niewinnego DM_a w tej sprawie.

Wszak nawet brak odpowiedzi nie osłabił mojej fascynacji. Wciąż byłam gotowa walczyć za Xenę jako Xena! Nic więc dziwnego, że pewnego razu błaha reklama telewizyjna wprawiła mnie w szczere dziecięce oburzenie. Plugawcy od marketingu! Jak oni śmieli wykorzystać imię mojej bohaterki do nazwania ziołowych tabletek, mających wywoływać niepohamowany strumień_l a k s y…?!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *